Zmysły w Lesie - czyli nietypowo o leśnictwie z Dorotą Stobiecką
Już niedługo Gościem Akademii LiveKid będzie Dorota Stobiecka - leśniczka oraz założycielka strony Zmysły w Lesie. Dorota wprowadza dzieci (i nie tylko) w tajemniczy leśny świat podczas swoich zajęć i warsztatów. Namówiliśmy ją na wywiad, którego pierwszą część właśnie Wam prezentujemy. Jak to wszystko się zaczęło? Jak spontaniczne wybory doprowadziły do wspaniałej decyzji? Zapraszamy do lektury rozmowy z Dorotą Stobiecką - oraz do zapisu na webinarium, którego będzie Gościem.
Izabela Witek: Muszę zadać to pytanie - dlaczego właśnie leśnictwo?
Dorota Stobiecka: Ja miałam być lekarzem! Miałam być farmaceutką, byłam na biologii chemii i robiłam wszystko, by pod te kierunki się wyspecjalizować. Potem zaczęłam uczyć się chemii organicznej. Zaczęło się robić mniej ciekawie. I pomyślałam sobie wtedy, że medycyna i farmacja nie są dla mnie. Zaczęłam szukać w innych kierunkach. Wybierałam wtedy spośród biotechnologii oraz inżynierii środowiska. Natrafiłam na leśnictwo właściwie zupełnie przypadkowo! Zaczęłam czytać opis studiów, i na tyle mnie on zaciekawił, że złożyłam papiery. Stwierdziłam, że będę kombinować dalej, gdy otrzymam wyniki rekrutacji.
Wyczuwam trudny wybór… Co się stało, gdy przyszły wyniki?
Dostałam się na wszystkie trzy. To był straszny dylemat! Ale przekornie postanowiłam wybrać to, o czym wcześniej w ogóle nie myślałam. Czyli leśnictwo. Było dużo egzaminów, to nie były łatwe studia. Ale zafascynowało mnie to wszystko. Zrobiłam magisterkę. Na ostatnim roku studiów zaczęłam się interesować edukacją przyrodniczo-leśną. Pokazała mi ona, że leśnictwo to nie tylko gospodarka czy ochrona, ale też coś więcej. I to, co się kryje pod "więcej", zainspirowało mnie do dalszej eksploracji swoich możliwości.
I doprowadziło do powstania Zmysłów w Lesie...czy to również była spontaniczna decyzja?
Nieco bardziej rozbudowana. Po studiach zaczęłam staż w jednym z nadleśnictw w Katowicach. Przez rok prowadziłam różne zajęcia. Zajęłam się również edukacją przyrodniczo-leśną. Ale wiadomo jak to w lasach bywa - różnie z tą pracą jest. Miałam przerywnik w postaci zajęć w parkach krajobrazowych. Zaproponowano mi poprowadzenie projektu w Smoleniu. Ja wtedy jeszcze nie bardzo miałam jak to pogodzić, ale po jakimś czasie udało mi się tak wszystko ułożyć, by prowadzić zajęcia i prowadzić projekt w Smoleniu. Po jego zakończeniu zastanawiałam się co dalej. Pojechałam do Krakowa.
Ach, Kraków! Co tutaj na Ciebie czekało?
Zaczęłam myśleć, co mogłabym tutaj zrobić. Na początku prowadziłam zajęcia dla zielonych szkół, przedszkoli i szkół na Zaczarowanym Wzgórzu. To były zajęcia przyrodnicze, powoli zaczęłam wtedy wykorzystywać rolę zmysłów w kontakcie z przyrodą. Ja zawsze starałam się każdy program zrobić trochę inaczej, nie tylko jak zwykły leśnik. Zazwyczaj wyobrażamy sobie, że idzie leśnik, opowiada, jest w zielonym mundurze i dzieci go słuchają. I tyle. A ja otrzymałam wolną rękę w prowadzeniu zajęć - oczywiście pod warunkiem, że uwzględnię podstawę, która musi zostać w nich zawarta.
Co było Twoim “haczykiem”?
Zaczęłam robić tzw. przygodę w sali. Poprzez storytelling uczestnicy wchodzili w opowieść. Gasiłam światło, miałam podświetlane eksponaty, które wydawały dźwięki. Pojawiały się różne role detektywistyczne, zadania z wyłączeniem np. wzroku. Uczestnicy siedząc na krzesłach mieli możliwość doświadczania dzięki temu. Zabierałam ich w swego rodzaju podróż.
A potem wchodziliście do prawdziwego lasu?
Tak. W lesie są różne tablice - np. oznaczające gospodarkę łowiecką, rośliny czy drzewa. Dla mnie te tablice nie istniały. Ja chciałam wykorzystywać zmysły w tematach związanych z przyrodą. Niezależnie od tematu zawsze obowiązkowo była jakaś opowieść. Postawienie się w danej roli, zapytanie o to, co uczestnik zrobiłby w danej sytuacji. Problem - i kilka rozwiązań. Uczestnicy nie chcieli z tych zajęć wychodzić!
I zajęcia budziły coraz większe zainteresowanie.
Tak. Zaczęły się telefony. Czy mogłabym przyjechać, przeprowadzić zajęcia. Podczas jednych z zajęć, przyjechała grupka dzieci. Miałam jeszcze trochę czasu, więc zrobiłam kilka zabaw z wykorzystaniem dźwięku, związanych akurat z owadami. Wywiązała się fajna zabawa. Podeszła do mnie mama jednego z dzieci. Zapytała, czy mogłabym poprowadzić dla jej synka urodziny. Byłam zszokowana - kompletnie się na tym nie znałam!
Dałaś się namówić?
Namówiła mnie. Wzięłam różne rzeczy z nadleśnictwa i pojechałam na te urodziny, żeby je poprowadzić. Wyszło super, więc poproszono mnie o powtórkę. I te urodziny zapadły mi bardzo w pamięć i utkwiły gdzieś tam z tyłu głowy. Że coś takiego byłam w stanie zorganizować. Pracowałam również z osobami niepełnosprawnymi. Miałam dla nich przygotowane specjalne zajęcia, uczyłam się nawet języka migowego. I tak to się toczyło - z zachwytu po inny zachwyt. Ja po prostu miałam tyle energii, że udało mi się tę edukację leśniczą powoli zmieniać.
Ale to jeszcze nie był moment, w którym powstały Zmysły w Lesie.
W trakcie zielonych szkół nauczyciele pytali o inne terminy zajęć. Ale ja byłam wtedy jeszcze związana umową i nie bardzo miałam pole do popisu w tym względzie. Ale mimo to brali ode mnie kontakt. Powoli zaczął się rodzić zamysł firmy, działalności, w której mogłabym robić to co lubię w taki sposób, jak do tej pory. I rozszerzać to!
Kiedy firma zaczęła istnieć oficjalnie?
Oficjalnie Zmysły w Lesie powstały w styczniu 2018 roku. Wtedy miałam pierwsze oficjalne zlecenie - na warsztaty z drewna. To troszkę inna opowieść jeśli chodzi o te warsztaty. Rodzice dawno temu robili różne rzeczy z drewna - kapelusze, koszyki. Ja to przerobiłam na zajęcia, w trakcie których uczestnicy mogą sobie własnoręcznie wykonać ozdoby.